Kilka lat temu pracowałam w jednej z warszawskich agencji PRowych. Mój szef dał mi zadanie. Naczelny redaktor prestiżowego magazynu chciał wywiad z naszym klientem. Moje zdziwienie było dość spore. Żeby nie powiedzieć – ogromne.
Nasz klient od ponad 20 lat nie udzielił żadnego wywiadu. I nie zamierzał tego zmieniać. Miał podejście „im dalej jestem od mediów, tym lepiej dla firmy„. Pan Tomasz (imię zmienione) był sędziwym staruszkiem.
Nieuchwytny bogacz
Dla dziennikarzy był nieziemsko łakomym kąskiem. A czas pędzi. Jak to śpiewa zespół Łzy „nieubłaganie”. Szkoda by było, żeby jego model biznesowy, poszedł razem z nim do trumny. Żeby nie powiedzieć kolokwialnie – do piachu.
Wiedziałam, że pan Tomasz nie zrobi wyjątku z wywiadem. Wiedziałam też że mój szef nie odpuści. Słyszałam jego rozmowy telefoniczne. Niemal rwał sobie włosy z głowy. A tu nic. W cichości swoich myśli byłam przekonana, że zamiast słyszeć „nie”, mógł równie dobrze słyszeć „pomidor”. Choć nie podejrzewam o to pana Tomasza. Toż to poważny człowiek.
Trzymał się dość dobrze, jak na swoje lata. Podobno. Nigdy go nie widziałam. Chronił swoją prywatność. Nie uczestniczył w żadnym naszym spotkaniu. Firmą dowodzili jego synowie i szef marketingu.
lot w kosmos
Kiedy usłyszałam, że to ja mam ten wywiad załatwić, właśnie wychodziłam z agencji. Tego dnia jechałam do firmy pana Tomasza. Prowadzałam warsztat z komunikacji ich marki w nowoczesnych mediach. Mieli być wszyscy. Czyli jak zwykle: synowie i szef marketingu.
Mojemu szefowi odpowiedziałam – aha. I wyszłam. Pomyślałam sobie w duchu, że „aha” to najbardziej neutralna odpowiedź jaką znam. Jadąc pociągiem przeszło mi przez myśl, że załatwię ten wywiad. Zdziwiłam się. Dlaczego moja intuicja prowadzi mnie na manowce? Nie mogłam tego wtedy zrozumieć. Wiedziałam, że prędzej polecę w kosmos.
Warsztat trwał długo. Burza mózgów. Byłam zadowolona i… zmęczona. Gdy zbierałam się już na pociąg, jeden z synów powiedział – Ewelina jadę do Warszawy, podrzucę Cię.
Przez Afrykę do Warszawy
Gdy jechaliśmy autem – milczałam. Odpoczywałam. W połowie drogi syn pana Tomasza, sam z siebie zaczął opowiadać. O samiusieńkich początkach firmy. Ale nie tą nudną historię, która wisiała na ich stronie internetowej. (Osobiście nie przepadałam za nią. I tak, wiedzieli o tym).
Tylko tą z przygodami. Jak podróżowali po Afryce, żeby dogadać się kontrahentami. Ile razy ich próbowano porwać albo porwano. Jak po Azji wiele miesięcy szukali fabryk. Jak w Indiach przez kilka dni byli w więzieniu. Jak w latach 90 ich model biznesowy był wyśmiewany. Ile razy bankrutowali, zmieniali modele. Aż znaleźli. I nagle bum. Bogactwo.
Z synem pana Tomasza byłam w relacji. Nie damsko – męskiej, nie przyjacielskiej, nie koleżeńskiej nawet. Nazwałabym to relacją: Ja – Ty. Kiedy mieliśmy spotkanie, czułam, że syn pan Tomasza słuchał uważnie. Pytał, parafrazował czy na pewno dobrze zrozumiał. Przejrzysta komunikacja sprawiała, że czułam się bezpiecznie w jego towarzystwie. Wiedziałam, że mogę z nim milczeć. Czułam autentyczną uważność. Napisałam o uważności w relacjach osobny artykuł.
Nikt się nie dowie
Tego późnego popołudnia wybraliśmy się do najdzikszych miejsc świata. Aktywnie słuchałam to za mało powiedziane… Ja uczestniczyłam w tych przygodach! Miałam wrażenie, że jadę po pustyni na Bliskim Wschodzie. Biegnę po zatłoczonych uliczkach w Delhi. W Afryce jadąc jeepem macham żyrafom i zebrom za oknem.
Kiedy dojechaliśmy pod moje mieszkanie, byłam zafascynowana tą opowieścią. Powiedziałam mu to. A on odpowiedział, że minęło już 20 lat. W sumie to jakoś nigdy nie miał potrzeby opowiadać o tym, co przeżył razem z tatą i braćmi.
Szkoda, że świat nigdy się o tym nie dowie – powiedziałam.
Pamiętam jego spojrzenie w lusterku (siedziałam na tylnym siedzeniu). W jego wzroku była odpowiedź na wszystko. Uśmiechnęłam się, podziękowałam, wysiadłam.
Błyskawice i ogień
Następnego dnia szef przywitał mnie ode wejścia:
– Mamy zgodę na wywiad!!! Ewelina, jak ty to zrobiłaś?!?!?!
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
Mam swoje sposoby – odpowiedziałam.
Próbowałam ukryć moje duże oczy. Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę mojego biurka. Kiedy syn pana Tomasza spojrzał w luterko – czułam, że będziemy mieć wywiad.
Liczyłam, że szef zajmie się swoimi sprawami i nie będzie „dociskał”. Jedyna odpowiedź jak mi przyszła do głowy to: zauroczenie. Boże. Jak wytłumaczyć ogień i iskry w tej rozmowie? Czy ktokolwiek to zrozumie? Nikomu nie powiedziałam. Aż do dziś.
Pozycje słuchania
Choć wspomnienia po 20 latach syna pana Tomasza, zacierały kontury i zmieniały kolory. To nie miało znaczenia. Emocje były nadal te same! Zamknęli ich w więzieniu – żebyście widzieli jak ja byłam wkurzona! Udało im się wydostać z miejsca porwania, jaka ja byłam uradowana!
Bardzo polecam „Pozycje słuchania” Johna Enrighta. W Internecie można znaleźć cały jego artykuł. Jak pierwszy raz go czytałam – zdziwiłam się. Aż 9 pozycji słuchania? Wow! Z poziomu szczegółu wylądowałabym w punkcie „odzwierciedlenie”. Byłam lustrem dla syna pana Tomasza. Odbijałam jego emocje. Mógł się w nich przeglądać. Nieświadomie wybrałam najlepszą z możliwych pozycji do słuchania.
Z psychologii aktywne słuchanie to otwarcie. Na drugą osobę ze wszystkim tym, co wnosi w relacji. Co wyraża niewerbalnie. Z punktu widzenia fizjologii to aktywowanie neuronów lustrzanych w mózgu. Aktywne słuchanie daje wyraz naszej uważności. Napisałam cały artykuł o uważności w relacjach oraz uważności na siebie samego.
Możemy parafrazować, odbijać emocje, dopytywać. Opcji jest mnóstwo. Wybór pozycji słuchania oraz przeskakiwania między nimi to nasza decyzja. Ucha można różnie nadstawiać. Najlepiej adekwatnie.
Aktywnie słuchać można na każdym poziomie empatii. Jakby spojrzeć na moją rozmowę z poziomów empatii – byłam w fazie lustrzanej. Więcej co to są poziomy empatii pisałam tutaj.
Awans za ucho
W pracy dostałam awans i podwyżkę. Tak, też się nie spodziewałam. I w tym artykule, mój szef dowie się (jeśli przeczyta), że w sumie… to był przypadek. Tak jak wygrana na loterii. Ludzie skreślają cyferki. Ja nadstawiłam „ucha”.
Dla mnie to bardziej wartościowe, niż wygrana w totka. Co o tym uważacie? Czy też macie takie doświadczenia? Napiszcie i podzielcie się ze mną w wiadomości albo komentarzu. Chętnie z wami porozmawiam. Dokąd was zaprowadziła podróż pt. „aktywne słuchanie”?
Brak komentarzy